W każdym cierpieniu moją najlepszą orędowniczką, pośredniczką,
pocieszycielką była, jest i zawsze będzie Maryja. Dzięki Niej
uświadomiłam sobie, że moje życie musi przebiegać, jak w tajemnicach
różańca: (radosne, światła, bolesne, chwalebne)...musi być mieszaniną
tych tajemnic, dla mojego dobra. To Matka Boża przybliżyła mnie do
Chrystusa...pokazała na Jego Krzyż, którego tu na ziemi, nie można
obejść, nie można od niego uciec. Ona, cały czas, uczy mnie swoim
przykładem trudnej sztuki... mądrego podejścia do cierpienia.
Szczęśliwy, kto to zrozumie. Myślę że łatwiej jest temu, kto liczy się z
możliwością krzyża w swoim życiu, niż temu, kto tę możliwość wyklucza,
kto od niego ucieka. Człowiek, który liczy się z krzyżem, cieszy się,
gdy go nie ma, ale nie dziwi się, aż tak bardzo, gdy jest. Przyjęte
cierpienie może być najwyższą formą modlitwy.
Aby moje serce zostało uzdrowione i oczyszczone od zranień, musiałam
przejść przez "pustynię" cierpienia, przez okres "uleczenia", aby starać
się kochać, tak jak uczy Chrystus...a nie po swojemu.
"Jeśli człowiek szuka Chrystusa bez krzyża, znajdzie krzyż, ale bez Chrystusa...i nie da sobie rady".
Pozwoliłem sobie zamieścić piękne słowa pocieszenia, które .ukoiły moje serce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz