Translate

poniedziałek, 28 września 2015

Przed wejściem do tunelu przy dworcu leży pijany człowiek. Obok niego jakiś rozbity słoik i rozlatujący się, wypełniony makulaturą, brudny plecak. Podchodzę do leżącego, patrzę na twarz – oddycha. Próbuję go budzić, szarpię za ramię, uderzam w policzek. Zero jakiejkolwiek reakcji. Przy mnie zatrzymuje się jakiś młody chłopak: - Mogę w czymś pomóc? – pyta. – Tak, zadzwoń pod 112. Niech przyjadą… Po kilku minutach stoimy razem, wypatrując patrolu Straży Miejskiej. Celowo stanęliśmy nieco na uboczu, na tyle jednak blisko, by obserwować przechodzących obok ludzi.
W większości reakcji nie było żadnej. Raz tylko przy leżącym zatrzymał się jakiś elegancko ubrany człowiek i wyjął z marynarki telefon.

Schował go, gdy mu powiedziałem, że właśnie dzwoniliśmy po strażników. Stojący obok starszy mężczyzna, słysząc moją informację, zaczął na mnie krzyczeć: – I po co pan zadzwoniłeś? Przecież nic mu nie zrobią… Nawet go nie spiszą, bo on i tak tutaj zaraz wróci… Szkoda było tylko pańskiego czasu i telefonu. Po coś pan dzwonił? Trzeba było pozwolić mu tutaj zdechnąć… Takich śmieci jest więcej, ale nie bój się pan; ten pijaczyna dostanie szybciej emeryturę niż pan – cedził na całe gardło tak głośno, że inni czekający na autobus bacznie się nam przyglądali.

jakoś próbowałbym zignorować natręta. , dlatego dość dyskretnie ale dobitnie powiedziałem dziadkowi, co myślę o nim i o jego mądrościach. Widocznie się tego nie spodziewał, bo odszedł bez słowa, jakby rażony moim tekstem.

Po chwili przyjechali strażnicy, wsadzili pijanego do samochodu i odjechali. Ja zostałem… Sam… ze swoimi myślami tylko. Myślałem o tym, w którym z tych dwóch ludzi Jezus był dzisiaj bardziej obecny; w tym człowieku, który dotknął dna wpadając w alkohol, czy może w tym, który dotknął dna, nazywając drugiego człowieka śmieciem?

Panie Boże, jak trudno czasem z miłością popatrzeć na innych. Szczególnie na tych, którzy sami z miłością nie patrzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz