Przed
wejściem do tunelu przy dworcu leży pijany człowiek. Obok niego jakiś
rozbity słoik i rozlatujący się, wypełniony makulaturą, brudny plecak.
Podchodzę do leżącego, patrzę na twarz – oddycha. Próbuję go budzić,
szarpię za ramię, uderzam w policzek. Zero jakiejkolwiek reakcji. Przy
mnie zatrzymuje się jakiś młody chłopak: - Mogę w czymś pomóc? – pyta. –
Tak, zadzwoń pod 112. Niech przyjadą…
Po kilku minutach stoimy razem,
wypatrując patrolu Straży Miejskiej. Celowo stanęliśmy nieco na uboczu,
na tyle jednak blisko, by obserwować przechodzących obok ludzi.
W większości reakcji nie było żadnej. Raz tylko przy leżącym zatrzymał
się jakiś elegancko ubrany człowiek i wyjął z marynarki telefon.
Schował go, gdy mu powiedziałem, że właśnie dzwoniliśmy po strażników.
Stojący obok starszy mężczyzna, słysząc moją informację, zaczął na mnie
krzyczeć: – I po co pan zadzwoniłeś? Przecież nic mu nie zrobią… Nawet
go nie spiszą, bo on i tak tutaj zaraz wróci… Szkoda było tylko
pańskiego czasu i telefonu. Po coś pan dzwonił? Trzeba było pozwolić mu
tutaj zdechnąć… Takich śmieci jest więcej, ale nie bój się pan; ten
pijaczyna dostanie szybciej emeryturę niż pan – cedził na całe gardło
tak głośno, że inni czekający na autobus bacznie się nam przyglądali.
jakoś próbowałbym zignorować natręta. , dlatego dość dyskretnie ale
dobitnie powiedziałem dziadkowi, co myślę o nim i o jego mądrościach.
Widocznie się tego nie spodziewał, bo odszedł bez słowa, jakby rażony
moim tekstem.
Po chwili przyjechali strażnicy, wsadzili pijanego do samochodu i
odjechali. Ja zostałem… Sam… ze swoimi myślami tylko. Myślałem o tym, w
którym z tych dwóch ludzi Jezus był dzisiaj bardziej obecny; w tym
człowieku, który dotknął dna wpadając w alkohol, czy może w tym, który
dotknął dna, nazywając drugiego człowieka śmieciem?
Panie Boże, jak trudno czasem z miłością popatrzeć na innych. Szczególnie na tych, którzy sami z miłością nie patrzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz